"Są chwile gdy wolałbym martwą widzieć Cię, Nie musiałbym sie Tobą dzielić, nie nie..."
Gdy widzę, jak kolejna osoba na forum PPA z uporem godnym lepszej sprawy uświadamia wszystkich dookoła, że gdyby Amiga była oficjalnie martwa "to dopiero by było, panie dziejku", wszyscy siedzielibyśmy radośnie w retro-gamedevie albo wreszcie "pokazali tym patałachom z atarowej/zx-owej/commodorowej (niepotrzebne skreślić) sceny, gdzie jest ich miejsce", to przypominają mi się właśnie te, pierwsze wersy klasycznej piosenki zespołu Hey "Zazdrość". Oczywiście w piosence podmiot liryczny "była kobietą", więc wyglądało to trochę inaczej, ale chyba łapiecie ideę, prawda?
Myślę, że po tym poetyckim wstępie nadeszła pora na wyrażenie jasno mojego zdania. Otóż nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że AmigaOS 4.x, AROS czy MorphOS (kolejność alfabetyczna, zanim ktoś dorobi jakieś teorie) były jakimiś heretyckimi, schizmatyckimi odłamami "prawdziwego amigowstwa", żerującymi na Wielkim Dziedzictwie i godnymi jeno potępienia. Aby to zrozumieć, konieczne jest cofnięcie się pamięcią do czasów, których spora część orędowników "czystości rasowej" po prostu nie pamięta. Dlaczego? Mam swoje teorie, ale "o tem potem".
Dla tych, którzy czytają ten tekst przypadkiem albo są zbyt młodzi, żeby pamiętać - 29 kwietnia roku pamiętnego (a kwiecień był piękny w 1994) firma Commodore oficjalnie ogłosiła bankructwo. Amigowcy zostali osieroceni, bez firmy-matki, bez planów na przyszłość, w sytuacji niemalże beznadziejnej. Wielu stwierdziło wówczas "no trudno, kupię sobie peceta" i opuściło "tonący okręt" (tak zwana "pierwsza fala" to - z mojego doświadczenia - z reguły ci, którzy traktowali Amigę jako sprzęt do gier. Dzięki szybkiej "inwestycji" w Optimusa z 486 i SVGA znów można było zostać "królem podwórka"). Wielu jednak zostało - bądź to z wierności marce, bądź to z przyzwyczajenia albo po prostu - bo używanie tego, a nie innego komputera sprawiało im po prostu frajdę.
Czas upływał, kolejne próby reaktywacji marki okazywały się nieskuteczne, obietnice "nowych, lepszych komputerów" opartych na nowoczesnych (produkowanych!) procesorach i przepisania pod tę nową architekturę systemu operacyjnego naszych "przyjaciółek" okazywały się bądź to marketingową ściemą, bądź listą pobożnych życzeń rzucanych bez pokrycia. Wąski strumyczek oprogramowania wysychał coraz bardziej, kolejni amigowcy opuszczali (nieraz ze smutkiem) ulubioną platformę, przenosząc się na PC. Amiga jednak nadal żyła, dzięki swoim użytkownikom. Czy to z wierności marce, czy z przyzwyczajenia, czy też po prostu dla przyjemności korzystania z takiego a nie innego komputera - zostali. Nie byli jednak stadem bezrozumnych baranów (owieczek?) czekających na kolejne zmiany właściciela marki i obietnice gruszek na wierzbie. Amigowanie to kreatywność. Społeczność postanowiła działać. Z frustracji, zniecierpliwienia i determinacji powstały rozszerzenia sprzętowe, nowe karty graficzne i muzyczne, busboardy, adaptery, przelotki i przejściówki. Powstały łatki, hacki, zamienniki, obejścia przestarzałych funkcji istniejącego oprogramowania, a w końcu - nowe systemy operacyjne. Kochani, proszę się teraz skupić, bo to niezmiernie ważne jest - owe systemy powstały nie po to, żeby "dokopać Amidze", "żerować na marce", "wykorzystać modę na retro" czy "zakłamać pojęcie Prawdziwej Amigi". Powstały po to, żeby nadal używać systemu i oprogramowania, które się zna i lubi oraz czerpać z tego frajdę. Capisci? Frajdę, której trochę mało zostaje, gdy w utrzymanie skanapkowanego sprzętu i załatanego oprogramowania wkładamy za dużo wysiłku. My wiemy, że nie dogonimy uciekającego w zawrotnym tempie świata IT, wiemy że taniej i szybciej można pracować na PC z elektroszrotu - nie trzeba nam tego przypominać. Podobnie jak Wam, kochani amiortodoksi nie trzeba przypominać w kółko, że to samo można powiedzieć o zabawie z Amigami jak najbardziej klasycznymi. Jeśli do kogoś przemawia Karol Marks - "każdemu według jego możliwości, każdemu według jego potrzeb" - mamy inne potrzeby i inne możliwości. Ja trzymam swoją A1200 w pokoju u dzieci i włączam od wielkiego dzwonu - na przykład, gdy przyjdą znajome dzieciaki (OK, może mają PS5 czy XBOX1440, ale takiego sprzętu nie mają na pewno). I to jest OK. Ktoś inny trzyma u siebie w sypialni wszystkie modele Amig od Commodore i odpala codziennie każdą, żeby nie czuła się zaniedbana i to też jest OK. A że nie otworzy na żadnej z nich ulubionej strony internetowej, nie zrobi przelewu do banku czy nie obejrzy filmu z YouTube - jemu to nie przeszkadza, ma od tego PC. I niech ma, tylko proszę - bez wyrzutów, że ja nie robię jak on i że wolę używać do tych celów amigowego oprogramowania.
Teraz mamy rok 2013, a przy boskich auxiliach może nawet 2014. Wielu spośród tych, którzy onegdaj (z tego czy innego powodu) zmieniło platformę, powraca teraz myślami do szczęśliwych lat dzieciństwa, kiedy żona nie zrzędziła, dzieci nie domagały się coraz to nowych gadżetów, a szef w korporacji nie objeżdżał za byle co. Wklepują w Google słowo "Amiga" i... nie wierzą własnym oczom! Zdrada! Nie o taką Amigę żeśmy... Hmm... Nie takiej żeśmy się spodziewali? Najdrożsi, mamy (my, ci którzy zostaliśmy, którzy wybraliśmy jedną z dróg, którymi podąża współczesny (post?)amigowy świat) do Was wielką prośbę - nie miejcie do nas pretensji o to, że pozbawieni Waszego wsparcia, mądrości i pomocnej dłoni rozwinęliśmy tę platformę w kierunku, który Wam nie odpowiada, OK? Nie rozdzierajcie szat nad tym, że śmiemy ciągle korzystać z oprogramowania, które niektórzy spośród nas nadal piszą, że używamy naszych systemów na co dzień, że ciągle sprawia nam to frajdę. Szaty mogą się jeszcze przydać, jak przyjdą mrozy. A energię przeznaczoną na "uświadamianie nas" i "wyprowadzanie z błędu" w złudnej nadziei, że rzucimy się z powrotem na 3.1 z łatkami i z dziką furią zajmiemy retrodeweloperką lepiej jest przeznaczyć na retrodeweloperkę właśnie.
"Kochani ludożercy (...) Nie mówcie odwróceni tyłem: ja mnie mój moje mój żołądek mój włos mój odcisk moje spodnie moja definicja prawdziwej amigi tylko to co ja jubię Kochani ludożercy nie zjadajmy się Dobrze? macie jeszcze tyle wspaniałych gier/dem na klasyka do napisania"
Artykuł oryginalnie pojawił się w jedenastym numerze Polskiego Pisma Amigowego.