• Amiga oczami pecetowca

29.12.2012 10:47, autor artykułu: Tomasz Dębkowski
odsłon: 4281, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Amiga oczami pecetowca Z panią Amigą znamy się już nie od dziś. Chociaż nigdy nie posiadałem tego komputera, to ten komputer za czasów swojej świetności posiadał kawałek mnie i nie pozwalał mi się od niego oderwać, spychając na dalszy plan inne zajęcia, tak ważne dla młodego chłopaka, jak np. zaglądanie dziewczynom pod spódnicę. Tak więc przesiadywało się godzinami dorabiając się kolejnych dioptrii w okularach przed telewizorem i podłączoną do niego przez "modulator TV", jak to się wtedy mówiło, Amigą 500 z 1 MB pamięci. Człowiek zakochany w cudownie kolorowej grafice i wspaniałym, jak na tamte czasy, dźwięku (zwłaszcza, że w domu stało Atari 65XE) o reszcie świata zapominał. Ale czas idzie do przodu, znajomość z uwodzicielską panią powoli się rozluźnia. Pecet robi wszystko szybciej, pojawia się internet...

Jednak ciągnie wilka do lasu. Pewnego dnia postanowiłem wejść jeszcze raz do tej samej rzeki i odświeżyć znajomość z tą panią. Na początku oczywiście bez zakupu sprzętu, czyli emulatorek i kilka gierek dla przypomnienia. Ale zacząłem być głodny wiedzy cóż tam takiego dzieje się współcześnie w amigowym światku, który wbrew naturalnej kolei rzeczy nie przestał istnieć po upadku Commodore, tylko żyje dalej. No i tu zaczęła się terapia szokowa, przynajmniej z punktu widzenia użytkownika peceta, który to jako takie pojęcie o komputerach ma.

Pierwsze co mnie wbiło w fotel to ceny! Mocna rzecz. Później jednak zdałem sobie sprawę, że rynek jest malutki, a serie podzespołów niewielkie, że nie ma innego wyjścia - ot, kapitalizm w najczystszej formie. W końcu Amiga to komputer dla elit, jak głosi porzekadło, a elity jak powszechnie wiadomo są zamożne. Zagłębiam się dalej. Po śmierci firmy-matki Amiga zaczęła iść w wielu kierunkach i wiele komputerów zaczęło się wtedy nazywać Amiga. Firmy bezczelnie, moim zdaniem, wykorzystywały legendę i zamiłowanie fanów do swoich poprzedników. I mamy to, co mamy, czyli normalną nekrofilię. Nigdzie jeszcze nie widziałem tylu zmarnowanych przez brak oprogramowania sprzętów albo po prostu niedokończonych projektów. Tyle komputerów-zombie... Szkoda, wielka szkoda. Ale tak to jest, gdy dom nie ma gospodarza. Z drugiej jednak strony to chyba jedyny taki przypadek w historii informatyki, że komputer nadal żyje (raczej wegetuje, ale jednak trzyma się na powierzchni) po bankructwie firmy, która go stworzyła. W reszcie informatycznego światka, ale i też poza nim sytuacja raczej niemożliwa do powtórzenia. A może ktoś zna taki przypadek? Zdarzało się tak, co prawda w przypadku gier, że drugą część gry robiła inna firma, gdy tamta przestała już istnieć. Ale ta gra, to było już co innego. Z Amigą jest podobnie.

Nekro-amiga rozwija się nadal, powstają kolejne rozszerzenia, ale i też stare standardy są rozwijane, żeby sprostać, dogonić współczesny świat. Co za tym idzie - trzeba iść z technologią do przodu, czyli coraz bardziej ją komplikować. I nieuchronnie wracamy do kwestii cen. Wtedy staje się rzecz dla mnie szokująca i całkowicie niezrozumiała - świętość zostaje naruszona. Amiga cały czas miała się od innych komputerów odróżniać, a tu proszę: przystawki typu G-Rex czy Mediator umożliwiają podłączenie wybranych kart PCI! A potem to już z górki - dyski SCSI odchodzą w niebyt, więc pożyczamy sobie interfejs ATA, a dlaczego nie miałoby się pojawić USB, skoro takie wygodne. Cały ten bajzel przestaje się mieścić w tradycyjnych obudowach, więc skrzynia z grzyba wchodzi do użytku (koniecznie z logo AMIGA). Wzrasta zapotrzebowanie na zasilanie - zasilacz ATX już jest. I tak oto sens istnienia Amigi przestał istnieć! Amiga staje się pecetem i naturalną śmiercią umiera. Pewnie tu się narażę paru osobom, ale wylejcie sobie na głowy kubeł zimnej wody i zastanówcie się na trzeźwo czy tak właśnie nie jest. Amigi już nie ma, a to zombie, które teraz można spotkać to jakaś hybryda peceta - w dodatku droga i mało funkcjonalna. Bez cienia złośliwości podziwiam Was, amigowcy, że z własnej i nie przymuszonej woli użeracie się z wynalazkami typu Sam460ex. Jeszcze żeby producent tak ostentacyjnie nie olewał kupujących ten "wspaniały" produkt, czyli jakby nie patrzeć swoich klientów i chociaż przemyślał na jakim nośniku powinien być dystrybuowany AmigaOS 4.x dołączany do płyty, byłoby wspaniale. Tymczasem bez cienia zażenowania dołączany jest na płycie CD. Po podłączeniu napędu do jedynego na płycie portu SATA system, jak rozumiem, możemy sobie zainstalować w... pamięci RAM. Bez dołożenia kontrolera się nie obejdzie. A w płycie siedzi i się nudzi slot na karty SD - podobno można byłoby wystartować z niego system. Producent może przygotować odpowiednio spreparowaną instalację systemu... za dodatkową opłatą! Tego nie będę komentował wcale. Ja wiem - jest jeszcze USB i napędy optyczne, ale chodzi chyba o to, żeby kupujący dostał jakiś dający się używać po otwarciu z pudełka komplet. Przynajmniej w świecie PC to norma.

No właśnie, systemowi AmigaOS wyrósł nagle rywal - MorphOS. I moim zdaniem niepotrzebnie. Amigowy światek i tak już jest bardzo mały, drobny i kolejnego do tego tortu chyba nie potrzeba. Rozdrobnienie może być przyczyną powstawania jeszcze mniejszej ilości softu i dalszego rozkładu. Ale jak się domyślam - nie stało się to bez powodu. Kiepsko oprogramowany system zmusił niektórych do stworzenia alternatywy. I tak kolejne zombie chodzi po tym łez padole.

Jak ktoś z amigowców dotrwał do tego momentu i jeszcze nie podarł swojego egzemplarza PPA, to pewnie zaczęło mu kiełkować w gotującej się ze złości głowie oczywiste pytanie: to co Ty tu facet robisz? Wracaj do swoich Łyndołsuf! Ano właśnie. Amiga nadal po tylu latach ma klimat początku i świeżości, nadal wszystko mimo tylu lat jest w powijakach. Gdy na grzybiastym rynku zblazowane towarzystwo podnieca się ilością rdzeni w procesorze, grafiką z kwadrylionem kolorów, a do serwisowania komputera może służyć suszarka lub domowy piekarnik, to tu jakby czas się zatrzymał. Tu się dba o każdy komputer (bo mało ich zostało) i nadal lutownicą można czynić cuda, a wiedzę nabytą kiedyś nadal można wykorzystać w praktyce. No i te gry, które na Amidze nie mają sobie równych. Poza tym ten komputer przyciąga pewien typ ludzi, który charakternie bardzo mi odpowiada. Lubię heroizm, chociaż sam taki nie jestem. Współczesna amiga-zombie jest dla mnie jako hobby zbyt kosztowna, ale nie wykluczam w przyszłości zakupu jakiejś klasycznej Amigi. Tylko takiej prawdziwej, wyprodukowanej przez firmę Commodore. I nie zamierzam jej zmuszać, żeby sprostała naszym współczesnym czasom, żeby wyświetlała filmy w HD, żeby łączyła się z internetem i wyświetlała paskudnie mdłe, przeładowane animacjami i reklamami kolorowe strony z wielkiej globalnej wioski. Niech pozostanie nadal prawdziwą Amigą z pierdzącą stacją dyskietek 3.5 cala i medytacją bliżej nieznanego GURU.

Artykuł oryginalnie pojawił się w ósmym numerze Polskiego Pisma Amigowego.

 głosów: 1   tagi: Amiga, PC
komentarzy: 16ostatni: 05.01.2013 09:27
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem