• Eye of the Beholder

22.02.2005 23:37, autor artykułu: Sebastian Rosa
odsłon: 18752, powiększ obrazki, wersja do wydruku,

Eye of the Beholder

Eye of the BeholderEye of the Beholder "Eye of the Beholder" to gra RPG będąca odpowiedzią współpracujących ze sobą firm SSI i Westwood na autorski produkt ekipy FTL - "Dungeon Master". Tytuł powstał nieomalże rok później i pod kilkoma względami udało mu się przeskoczyć poprzednika. Pod innymi jednak nawet mu nie dorównał.

Akcja "Eye of the Beholder" rozgrywa się w podziemiach miasta Waterdeep, gdzie czai się zło, które sieje zniszczenie w całej krainie. Zdecydowano się poszukać pomocy w śmiałkach, którzy stawią mu czoło. Wszyscy, którzy do tej pory przybywali, zawiedli. Gdy nadciągnęli czterej nowi, mieszkańcy Waterdeep nie dawali większej wiary w powodzenie misji. W ramach zabezpieczenia się przed ewentualną kolejną klęską ich misji i niebezpieczeństwem, że zło "wpełznie" do miasta, zamknęli jedno z ostatnich wejść do podziemnego królestwa Beholdera.

Ciężko jest pisać recenzję tytułu, bez odwołań do poprzedników czy też "najlepszych" w danej dziedzinie. Inaczej tym razem też nie będzie. Na początek generujemy czterech głównych bohaterów naszej wyprawy. To właśnie oni będą musieli przebrnąć przez dwanaście poziomów pełnych stworów, pułapek i zagadek. Sądzę, że pod tym względem "Eye of the Beholder" daje większe pole do manewru niż wybór gotowych postaci w "Dungeon Master". Gdy wreszcie przechodzimy do właściwej rozgrywki, różnice stają się coraz mniej widoczne. Ekran gry przypomina to, co doskonale znamy. Interfejs nieznacznie jednak ewoluował. Jedni mogą go uznać za lepszy, inni za gorszy. Moje odczucie jest takie, że wprowadzono zbyt dużą komplikację. Da się jednak to opanować, ale potrzeba treningu. Istotnym novum jest możliwość rozbudowy drużyny aż do sześciu osób. Jak widać, przestał tutaj się liczyć dylemat co zrobić, gdy któraś z postaci zginie, czy też sentyment do danej postaci gdy zachodzi potrzeba, aby ją wydalić z ekipy w celu zrobienia miejsca dla kogoś istotnego w dalszej rozgrywce. Jest to pomysł naprawdę godny uznania, który znalazł swoich naśladowców w wielu następnych tytułach, aby dla przykładu wymienić chociażby serię gier "Ishar".

Eye of the BeholderEye of the Beholder Zasadnicza różnica, która już na samym początku rzuci się każdemu w oczy, to system czarów. Nie jest oparty na symbolach, lecz na gotowych listach czarów. Czarami mogą posługiwać się tylko wyspecjalizowane postaci (klerycy, magowie). Każdy z nich posiada swoją własną księgę czarów. Bez niej możemy praktycznie zapomnieć o tym, że taka postać będzie posługiwała się magią. W księdze czarów są zapisane dostępne czary, które dana postać już poznała. Aby jednak czar rzucić, należy go zapamiętać. Zapamiętać można tylko pewną liczbę czarów jednocześnie (w zależności od poziomu inteligencji i doświadczenia). Rzucić czar można tylko tyle razy, ile razy się go zapamiętało. Każde kolejne "zapamiętanie" czaru wymaga odpoczynku drużyny. Klerycy znają wszystkie dostępne czary, lecz posługiwać się nimi mogą wyłącznie wtedy gdy posiadają odpowiedni poziom doświadczenia i inteligencji lub nabyli odpowiedni zwój, który ujawnia tajniki danego zaklęcia. Magowie po znalezieniu zwoju z zaklęciem muszą go wpisać do księgi, aby móc je w przyszłości zapamiętywać i rzucać. Pomimo tego, że system ten wydaje się skomplikowany, jest tak naprawdę bardzo prosty i mnie osobiście bardzo przypadł do gustu. Nigdy nie podobało mi się "budowanie" zaklęć z jakichś symboli czy znaków runicznych. Nadawało to realizmu rozgrywce i naprawdę dawało satysfakcję stworzenie nowego czaru, lecz momentami rodziło to niepotrzebne komplikacje.

"Eye of the Beholder" góruje nad swoim poprzednikiem w jednym elemencie. Pomimo tego, że fabuła jest standardowa, jakoś bardziej daje o sobie znać podczas gry. Na pierwszych poziomach znajdujemy mnóstwo przedmiotów i miejsc, których znaczenie czy przeznaczenie poznamy dopiero w dalszej części rozgrywki. Wszystko dzięki napotkanym postaciom. Nie wszyscy żywi, którzy znajdują się w labiryncie, to wrogowie. Są osoby przyjaźnie nastawione, które z chęcią udzielą wskazówki lub wręcz dołączą do nas. Kolejna ciekawostka to specjalne misje czy też zadania, których wykonanie nie jest niezbędne do ukończenia gry, lecz pomaga podnieść poziom doświadczenia drużyny czy też wzbogacić się. Element ten wpływa bardzo pozytywnie na grę, gdyż można ją w zasadzie ukończyć dwa razy: w wersji, nazwijmy to, podstawowej i rozszerzonej o dodatkowe zadania. Dodatkowo jeszcze wspomnę, że mimo dużej ilości kluczy i jakichś dziwnych labiryntów, nie istnieje praktycznie możliwość zablokowania się w grze. Gdy nawet w labiryncie zapadni na poziomie szóstym odetniemy sobie drogę powrotu, zawsze możemy skoczyć w dół i wędrować dalej. Tak więc, nie bójcie się wtykać każdego klucza w każdy zamek do drzwi, bo nigdy nie wiadomo co za nimi się znajduje.

Eye of the BeholderEye of the Beholder Gra posiada jednak kilka minusów. Wzorem "Dungeon Mastera" na zapis stanu gry autorzy przeznaczyli tylko jeden slot. O ile u poprzednika było to niesamowite utrudnienie (a nawet wada), to w przypadku "Eye of the Beholder" nie jest to specjalnym utrapieniem, choć nie ukrywam, że zawsze te kilka slotów zapisu daje swego rodzaju poczucie "bezpieczeństwa". Gra nie posiada także opcji automapingu. Fani RPG nowej generacji mogą być zawiedzeni, lecz weterani gatunku, podobnie jak i w przypadku "Dungeon Mastera", będą w siódmym niebie.

Gra z poziomu na poziom staje się coraz trudniejsza. W zasadzie następuje pewnego rodzaju przeskok z niesamowitej monotonii, jaka panuje do poziomu szóstego, w istną mordęgę jaka wówczas się rozpoczyna. Monotonność pierwszych poziomów daje się zauważyć przez niewielu przeciwników szwendających się po nich. Całość pogarsza jeszcze fakt, że po zabiciu wrogów w danym rejonie, zazwyczaj się już tam nie pojawiają. Z jednej strony jest to bardzo realistyczne podejście, lecz z drugiej sprawia, że podczas powrotu w określone regiony po prostu biegniemy i biegniemy i biegniemy...

Jak wspomniałem, trudność gry zaczyna objawiać się na poziomie "waleczności" przeciwników od poziomu szóstego. O ile szwendający się tutaj Kenku mogą być jeszcze do pokonania, to już oddziały skeletonów na poziomie siódmym mogą wywołać uczucie frustracji i zniechęcenia (potrafią się nawet bronić przed magią). Zapewniam, że podstawowa ekipa, którą zbudowaliśmy na początku jest za słaba na tych osobników, a z racji niewielkiej ilości przeciwników na poprzednich poziomach, kunsztu walki nie ma za bardzo gdzie zdobyć. Warto werbować napotkanych krasnoludów, gdyż ich poziom doświadczenia jest dużo większy od naszego i będzie znacznie prościej się uporać z wrogiem. Trudnością może być też przebrnięcie etapu czwartego, gdzie zatruwające pająki mogą nam nieźle pokrzyżować szyki (jest tylko sześć buteleczek z odtrutką i trzeba do nich jeszcze dotrzeć). W tym momencie trzeba posłużyć się dobrze znaną z innych tego typu gier taktyką: atak-odskok.

Eye of the BeholderEye of the Beholder Graficznie gra przedstawia się dużo lepiej niż "Dungeon Master". Lochy są zróżnicowane. Wędrujemy po kanałach, kamiennych labiryntach i tym podobnych. W sumie dostępne są cztery różne regiony podziemi miasta. Do gry wprowadza nas klimatyczna, bardzo ładnie wykonana introdukcja, która daje nam wyobrażenie co my tak naprawdę tutaj robimy. Dźwiękowo jest nieco gorzej. Oprócz motywu muzycznego przygrywającego podczas wspomnianego intra, w grze nie ma muzyki, a i efekty dźwiękowe są dosyć ubogie, znacznie uboższe niż te z "Dungeon Master". Stałe syczenie czy tupanie przeciwników jakoś nie wywołuje takich emocji jak to, z czym miałem się przyjemność spotkać w innych tytułach.

Jednak pomimo kilku zgrzytów, gra potrafi przykuć do monitora i niemiłosiernie wciąga. Czasami nawet zdarza się zapomnieć dokonać zapisu stanu gry, gdyż chęć poznania i odkrycia dalszej części etapu jest większa niż chęć kilkukrotnego kliknięcia w celu dokonania zapisu. Mało jest gier, które pomimo swoich wad potrafią coś takiego osiągnąć.

Gra zajmuje trzy dyski. Możemy zainstalować ją na twardym dysku przy pomocy dołączonego instalatora lub przy pomocy pakietu WHDLoad. Zasadniczo trudno ocenić, która metoda lepsza. Z jednej strony, po odpowiednim "zdegradowaniu" systemu gra działa bez "wspomagania". Schody zaczynają się na lepszych konfiguracjach. Na 68040, z powodu prędkości, w grę nie da się grać! Niesamowite tempo gry da się jedynie obniżyć przez zainstalowanie gry przy pomocy właśnie WHDLoad. Autor slave poprawił tempo gry, lecz według mnie trochę za bardzo. W efekcie, w porównaniu do "Dungeon Master" także uruchamianego przy pomocy WHDLoad, gra jest niesamowicie wolna, zwłaszcza w momencie gdy nasza drużyna liczy sobie sześciu członków. Napotkani przeciwnicy dodatkowo wpływają na dalszy spadek prędkości. Oczywiście nie można tych "trudności" zaliczyć do minusów gry. Warto jednak mieć na uwadze powyższe niedogodności.

MAPY

Z uwagi na to, że solucję do gry bez problemu znajdziemy w sieci, poniżej zamieszczamy wyłącznie mapy do każdego z 12 poziomów.

Eye of the Beholder - Map 01
Level 01
Eye of the Beholder - Map 02
Level 02
Eye of the Beholder - Map 03
Level 03
Eye of the Beholder - Map 04
Level 04
Eye of the Beholder - Map 05
Level 05
Eye of the Beholder - Map 06
Level 06
Eye of the Beholder - Map 07
Level 07
Eye of the Beholder - Map 08
Level 08
Eye of the Beholder - Map 09
Level 09
Eye of the Beholder - Map 10
Level 10
Eye of the Beholder - Map 11
Level 11
Eye of the Beholder - Map 12
Level 12


 Eye of the Beholder - SSI & Westwood 1990 
85 3 Eye of the Beholder  -  SSI & Westwood 1990
65 ECS, 1 MB
90

komentarzy: 8ostatni: 11.11.2006 09:57
Na stronie www.PPA.pl, podobnie jak na wielu innych stronach internetowych, wykorzystywane są tzw. cookies (ciasteczka). Służą ona m.in. do tego, aby zalogować się na swoje konto, czy brać udział w ankietach. Ze względu na nowe regulacje prawne jesteśmy zobowiązani do poinformowania Cię o tym w wyraźniejszy niż dotychczas sposób. Dalsze korzystanie z naszej strony bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej będzie oznaczać, że zgadzasz się na ich wykorzystywanie.
OK, rozumiem