Wrzuciłem poniższy tekst na jednej z grup FB. Jednakże, może tutaj są osoby, któe będą w stanie wyłuskać notki w temacie, z różnorakiej prasy, okresu 92-95.
Thalion - firma, o któej dorobku i historii można by nakręcić niezły dokument. Pixel, skądinąd, może poszczycić się niezłym materiałem jej dotyczącym. Ich gry, swego czasu, były tak wyznacznikami jakości jak i, po prostu, świetną rozrywką. Wróciłem dziś (na chwilę, bo wiadomo - D2) do Lionheart - i tekst, którym gra praktycznie wita gracza, przypomniał mi, że kiedyś miałem poszukać materiałów o nierównej walce producentów gier z piractwem.

Wiele nie znalazłem, niestety (no ale ile można poświęcając kwadrans na poszukiwania...). W listopadowym Power Play (92r), przy okazji opisywania jak wygląda granie na A3000, pojawia się wątek piractwa. Przyjmując, iż ówcześnie było Amig ok. miliona w samych Niemczech, piractwo było koszmarne - szacunkowo na jeden sprzedany oryginał przypadało 100 pirackich kopii. Wiele firm, szczególnie tych zza oceanu, już wtedy porzucało pracę nad amigowymi grami. Nieopłacalny rynek.

W majowym Amiga Joker, z 93 roku, można przeczytać wywiad z ówczesnym prezesem LucasArts - Jackiem Sorensenem. Pytany o kolejne amigowe gry (chwilę po wydaniu Indy'ego IV firma ogłosiła zakończenie wydawania gier na Amigi) Jack wpierw broni się małymi możliwościami, by po chwili - w nawiązaniu do A1200 - zwrócić uwagę, iż gry video to biznes. Amiga w USA nie liczyła się kompletnie - na rynku konsumenckim dosłownie nigdy, a w Europie gry na Amigę sprzedawały się praktycznie tylko w Niemczech...Zbyt mało by opłacalne było angażowanie środków w produkcję konwersji ich gier ( - to akurat wymaga wyjaśnienia - gry LucasArts sprzedawały się głównie w Niemczech - dokładniej przygodówki - to był ich główny rynek po USA, prawdopodobnie największy w ogóle - Amigowe gry, choć niekoniecznie przygodówki, relatywnie nieźle sprzedawały się wówczas także na "Wyspach").

Podczas recenzji Lionheart, Power Play ponownie zwrócił uwagę na stan sprzedaży gier amigowych i tego jaki ma to wpływ na jej gamingową przyszłość (Luty 1993).

Właśnie ma miesjce Amigowa impreza w niemieckim Neuss - a na niej, podczas jednej z prezentacji, pojawił się wątek amigowej wersji Battle Isle 2. Niestety, prezentacji nie widziałem (może pojawi sie na tubie) ale Blue Byte właśnie z powodu piractwa porzucił Amigę. Co musiało być bolesne, bo Battle Isle (nieistotne jak bardzo inspirowane Nectarisczy Daisenryaku, co zresztą potwierdzali twórcy) czy niezapomniane The Settlers Volkera Werticha, stawiało tę firmę niemal na poziomie równym Factor 5 (które, skądinąd, także musiało z powodu piractwa wziąć rozbrat z Amigą...).

Być może dziś piractwo ma inny wpływ na sprzedaż gier video, wtedy, w okolicach 92-93 roku, było jednym z największych gwoździ do amigowej trumny (możliwości sprzętu są nieistotne - wystarczy popatrzeć co i kiedy wydawano na GameBoya czy Mega Drive -w Brazyli -...).
Jeśli ktoś namiętnie przegląda zagraniczną prasę, i natknie się na wątek Amigi i piractwa - fajnie by było wrzucić odnośniki do komentarza.