- Hej, Józek! - głos niskiego, dziobatego Ferdka wpatrującego się w okno gospody zarezonował takim echem w pustym kuflu, że siedzący przy nim listonosz skrzywił się niemiłosiernie.
- Ciszej żesz Ferdek, bo pożałujesz, zarazo jedna - warknął i dla podkreślenia wagi swoich słów walnął włochatym kułakiem w blat. Od razu tego pożałował, bo różowe i błękitne plamy pod powiekami zaczęły znów swój obłędny taniec, a czaszka o mało mu nie eksplodowała.
- Józek, nie uwierzysz, Sołtys ku nam zbliża się!
- A bo to dziwota? Baba go z domu wygnali, szukać ma tego gacha, co sołtysównie sprzed ołtarza uciekł. Leon mu było, czy ki czort? Łazi tak biedak po wsi w tę i we wte od rana, śmieci jakieś zbiera... - ani chybi oczadziało chłopa! I jeszcze bredzi bez ustanku, że teraz to już na pewno się uda, bo może liczyć na pomoc jakiegoś Kuma... Czy SKumma?
W ten oto sposób stali bywalcy wiejskiej klubokawiarni w Poraży wprowadzili nas w zawiłości fabuły rodzimej (wydanej przez znane również z amigowego poletka Laboratorium Komputerowe AVALON) gry przygodowej pod tytułem "Sołtys". Pojawiła się ona u schyłku świetności Amigi na polskim rynku (w roku 1995) i być może dlatego nikt nie pomyślał o tym, żeby przygotować jej wersję na ulubione przez nas komputery. Ale teraz, dzięki bohaterskim twórcom maszyny wirtualnej ScummVM (stale poszerzającym obsługiwaną przezeń listę tytułów) i Ty, drogi czytelniku, możesz wcielić się w postać tytułowego sołtysa i spróbować przywrócić ład i porządek we wsi (a przede wszystkim święty spokój we własnym domu).
Instalacja, jak to w przypadku gier obsługiwanych przez ScummVM bywa, sprowadza się do przekopiowania zainstalowanej na PC gry na naszą Amigę (bądź "Amigę") i wskazania programowi ścieżki dostępu. W przypadku "Sołtysa" jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji, że pełną wersję gry (zarówno po polsku, jak i po angielsku) można pobrać bezpośrednio ze strony projektu (adres w ramce).
Gdy żmudny etap "instalacji" mamy już za sobą, nadchodzi niezapomniana chwila odpalenia gry. I oto naszym spragnionym oczom ukazuje się... (po obowiązkowym logo wydawcy) różowiutka facjata naszego bohatera, która (jeśli pominiemy lub obejrzymy do końca listę płac) mruga do nas porozumiewawczo. Po chwili jednak przestaje być tak wesoło, gdyż: po pierwsze - nasz bohater zostaje zamaszystym kopniakiem wyrzucony z domu, a po drugie - przychodzi nam po raz pierwszy zmierzyć się z interfejsem gry (o tym później) oraz grafiką, jaką przyjdzie nam oglądać, a jest ona... Hmm... Nierówna. Elementy dość przyzwoite graniczą z prawdziwymi graficznymi potworkami i dziwnymi patentami w stylu "a tu puści się blura na bezkształtną plamę i jakoś to będzie". Animacja trochę przypomina tę z "Kajka i Kokosza" - Sołtys chodzi jakby połknął kij od szczotki, a po przedmioty schyla się z dynamiką trenera tai-chi. Poza tym - im dłużej grałem w "Sołtysa", tym bardziej miałem wrażenie, że zastosowana w grze paleta kolorów jest zbyt przesycona. Efekt jest taki, że robi się cukierkowo niczym nie przymierzając paczka landrynek od pani Jadzi z osiedlowego spożywczaka. W każdym bądź razie wygląda to jakby grafik zachłysnął się po raz pierwszy w życiu paletą VGA i nie oddaje za bardzo tego przaśnego, wiejskiego (wieśniackiego?) klimatu, w którym utrzymana jest rozgrywka. Szczęściem programiści pomyśleli o graczach z wrażliwymi gałkami ocznymi i zaimplementowali specjalny przycisk przełączający rozgrywkę w tryb odcieni szarości.
Skoro już przy przydatnych przyciskach jesteśmy, to kolejny z nich służy do wyłączania muzyki. Zasadniczo to zdanie mogłoby wystarczyć za opis jej jakości, ale ten artykuł musi mieć swoją długość, więc wyłuszczę rzecz szczegółowo: utworów jest sporo (to plus), każda lokacja (a jest ich w grze 24) posiada swoją unikalną muzyczkę. Po pierwsze jednak - napisane zostały w standardzie MIDI, przez co ranią czułe uszy amigowca, a po drugie - wykonano je niedbale. Ledwo kilka z nich da się słuchać bez wspomagania ciężkimi prochami, więc albo muzykę wyłączamy, albo konsultujemy się z lekarzem lub farmaceutą. Z dźwiękami jest nieco lepiej (z góry uprzedzam, dialogów mówionych nie ma - trzeba się wczytywać w "dymki"), choć można zwątpić słysząc na przykład "pisk myszy". I tak nie da się ich wyłączyć - chyba że wyłączymy głośniki - więc jeśli zechcecie w "Sołtysa" zagrać, to jakoś trzeba przywyknąć.
Wspomnieliśmy o bardzo przydatnych przyciskach. Jest ich w grze trzy, a znajdują się pośrodku belki. Ten, którego do tej pory nie opisaliśmy (czyli trzeci od góry) służy do opuszczenia gry, ale... wiem, wiem że kusi ale jeszcze go nie wciskajmy. Po lewej stronie mamy zagłębienie z numerkami. Początkowo jest tylko jeden, ale w miarę naszych postępów będzie ich przybywać. Służą one do przenoszenia się między poszczególnymi lokacjami (nie da się przejść do sąsiedniej po prostu podchodząc do krawędzi ekranu). Funkcja dość nieortodoksyjna, ale w sumie oszczędzająca czas. Aby nie trzeba było zapamiętywać, który numerek co oznacza, ta lokacja, nad którą zatrzymaliśmy wskaźnik myszy pokazana jest dodatkowo w formie miniatury na szarym ekranie pośrodku belki. Po prawej zaś mamy banki przedmiotów. Ponieważ jest ich tylko osiem (a gra jest tak skonstruowana, że banków nie ma prawa nam zabraknąć), próbowanie "wszystkiego na wszystkim" będzie nieco łatwiejsze. Jeśli mówimy już o przedmiotach, to warto przybliżyć sposób sterowania. Włodarzem wsi kierujemy za pomocą myszki. Lewy przycisk służy do poruszania się po lokacji (chociaż nasz sołtys jest nie dość, że pełen jakichś fobii, to jeszcze uparty jak osioł i czasem stwierdza kategorycznie: "A właśnie, że tam nie pójdę" - niekiedy udaje się tę tendencję przezwyciężyć, niekiedy nie) oraz do wybierania przedmiotu z naszego "plecaka" - zaświeci się wówczas przy nim zielona lampka. Prawy przycisk natomiast służy do zbierania przedmiotów, jak i do interakcji z elementami scenerii i okolicznymi mieszkańcami. Z całym sposobem sterowania wiąże się jeszcze jedna niedogodność - żeby użyć danego przedmiotu w określonym miejscu trzeba tam najpierw podejść. Inaczej dowiemy się, że "z tej odległości nic się nie da zrobić" - szalenie irytujące dla kogoś, kto przywykł, że bohater gry jest choćby średnio rozgarnięty i sam potrafi kawałek podejść.
"Oj tam, przecież to wszystko nie ma takiego znaczenia, najważniejszy i tak jest kilmat" - powie ktoś i będzie miał sporo racji. Tyle tylko, że w tej materii "Sołtys" też prezentuje się przeciętnie. Całkiem niezły pomysł (czyli osadzenie gry w realiach polskiej wsi, i to wsi specyficznej, o której krąży/krążyło chyba tyle samo dowcipów, co o Chucku Norrisie) rozmieniono trochę na drobne wykonaniem. Przede wszystkim, jeśli ktoś zna kawały o Wąchocku/Poraży, to większość humorystycznych smaczków przyprawi go, co najwyżej, o napad ziewania (a pozostałe często są... hmm... niewybredne). Z drugiej strony - jeśli owych kawałów nie zna, to przejście gry może się okazać dlań nie lada wyzwaniem. Bądź tu, człowieku, mądry i pisz wiersze! Kolejna sprawa to fakt, że opisywana gra przedstawiając obraz polskiej wsi kreśli go operując oklepanymi stereotypami - w wirtualnej Poraży praktycznie wszyscy to albo świry, albo pieniacze, albo alkoholicy (a najczęściej wszystko na raz). Poraża wszechobecne nieróbstwo i bylejakość, a jedynymi rozrywkami (poza wchłanianiem etanolu) wydają się flipery w knajpie i zabawa w "strip-dupniaka" z bufetową. Pomysł, który jakoś sprawdził się w przypadku "Franko" tu gdzieś się rozmywa. Może to dlatego, że we "Franko" walczyliśmy z napotkanym stanem rzeczy, a tu - staramy się z wszystkich sił zachować status quo? Być może.
Wypadałoby jeszcze jakoś podsumować nasza recenzję, napiszę więc tak: W grę da się grać, da się nawet ją ukończyć. Przyjemność z tego niewielka, ale jeśli kręcą Was "swojskie" klimaty i dowcipy z brodą, to z pewnością znajdziecie tu coś dla siebie.
Na koniec dorzucę jeszcze małe ostrzeżenie: Jeśli będziecie zapisywać stan gry, to zostawcie pierwszą pozycje wolną. Gra bez uprzedzania zapisuje autosave na tym właśnie miejscu.
http://prdownloads.sourceforge.net/scummvm/soltys-pl-v1.0.zip?download
Artykuł oryginalnie pojawił się w dziewiątym numerze Polskiego Pisma Amigowego.