"King's Quest V: Absence Makes The Heart Go Yonder" to już rasowa przygodówka lat 90., z charakterystycznym dla tego okresu "klikanym" interfejsem. Po raz pierwszy w tej serii producent wykorzystał silnik SCI obsługiwany wyłącznie myszą, gdzie polecenia wydawane są przy pomocy kilku ikon: chodzenia, oglądania, działania, rozmowy oraz używania przedmiotów. Król Graham będzie musiał tym razem zmierzyć się z przeszłością, gdyż czyny jego syna - Alexandra, znanego z części trzeciej gry - sprawią, że ktoś zapragnie zemsty. Czarownik Mannanan, którego Alexander zamienił w kota, ma brata Mordacka, który pragnie przywrócić mu dawną postać. Aby to uczynić, za sprawą czarów porywa i bierze w niewolę cały zamek Daventry i jego mieszkańców. Na całe szczęście Graham był wówczas na spacerze i jedyne co zobaczył w trakcie powrotu na kolację, to że nie ma dokąd wracać. Cedric - sowa, która była świadkiem całego zajścia - twierdzi, że jest ktoś, kto może pomóc Grahamowi w odzyskaniu zarówno zamku, jak i jego mieszkańców. Zabiera go do krainy Serenia, gdzie przebywa jego pan - Crispin. Po stosownym instruktażu, Graham wyrusza na długą i pełną niebezpieczeństw przygodę.
Jak już wspomniałem, "King's Quest V" to rasowa przygodówka, charakterystyczna dla gier Sierry, a więc dosyć trudna, wymagająca od gracza specyficznego łączenia faktów, odkrywania czasami dziwnych powiązań pomiędzy postaciami i przedmiotami oraz dokonywania obserwacji, dzięki którym można wpaść na pomysł rozwiązania zagadki. Czasami obserwacje są jednorazowe, a czasami dostępne wyłącznie w określonym miejscu, a więc klikanie i eksperymentowanie są na porządku dziennym. Pomijając jednak te być może złowrogo brzmiące słowa, "King's Quest V" wbrew pozorom jest grą ciekawą i pomimo swojej oryginalności w rozwiązywaniu problemów potrafi przyciągnąć, zapewniając dużo dobrej zabawy. Jest bardzo liniowa, z jasno określonym celem, do którego należy dążyć, co może oczywiście nie przypaść do gustu wielkim fanom poprzednich części (zwłaszcza trzeciej, a i nawet czwartej). Widać jednoznacznie, że tym razem twórcy starali się dać graczowi jak najwięcej, ale niekonieczne zabawy z łamigłówkami. Warto także wskazać, że wbrew temu, do czego niektórzy mogą być przyzwyczajeni, czasami trzeba zginąć, aby wiedzieć czego nie robić lub co zrobić, aby ruszyć dalej. Takie rozwiązanie burzy nieco zamysł na grę, gdzie gracz raczej stara się unikać śmierci, no ale jak wspomniałem, gry Sierry są specyficzne. Nie zapomniano także o chyba najbardziej irytujących niektórych graczy elementach - niezrobienie istotnej czynności w połowie gry jest możliwe, aby ją kontynuować, ale nie jest możliwe, aby ją ukończyć. A o tym dowiemy się już... gdy się dowiemy i będziemy zmuszeni zaczynać zabawę od nieszczęsnego momentu zapomnienia...
Graficznie i dźwiękowo piąta część sagi to kamień milowy w stosunku do poprzednich części. Z ciekawostek warto wspomnieć, że jest to pierwsza gra firmy, której budżet przeznaczony na otoczkę wizualną przekroczył milion dolarów (!!!). Co by jednak na ten temat nie napisać, to po wersji amigowej zupełnie tego nie widać. Oczywistym jest, że grafika jest lepsza od poprzedniczek, bardziej plastyczna, mniej kanciasta, ale to wcale nie oznacza, że nie mogłaby być o wiele, wiele lepsza. Poprzednie części przynajmniej nie różniły się zbytnio od swoich oryginałów z PC, lecz wersje VGA przekonwertowane na Amigę wołały od zawsze o pomstę do nieba. Otwarcie jednak przyznam, że tragedii rodem ze "Space Quest IV" nie ma (odsyłam do recenzji), lecz zachwycać się również nie ma czym, bo widzieliśmy o wiele lepsze rzeczy na naszych monitorach w produkcjach LucasFilm czy Revolution Software. Powodem tego jest jak zwykle kulejąca kolorystyka, która została zredukowana i pozbawiona nasycenia - wszystko jest mdłe, szare i smutne, a powinno być wprost przeciwnie - kolorowe, radosne - po prostu bajkowe. Czasami z tego powodu kluczowe przedmioty są trudne do zauważenia i można coś pominąć. Muzyczne i dźwiękowo nie ma do czego się przyczepić - dużo motywów muzycznych, dużo dźwięków utrzymanych w charakterystycznym dla firmy stylu.
"King's Quest V" to ciekawa i obszerna gra przygodowa, w którą każdy fan sagi i każdy fan przygodówek zagrać powinien. Intrygująca fabuła, ciekawe zagadki, a więc to, co tygrysy lubią najbardziej. Amigowa wersja byłaby z całą pewnością bardziej popularna, a być może stałaby się hitem, gdyby Sierra popracowała nieco bardziej nad grafiką. Wbrew pozorom wkład pracy byłby nieduży, aby grze nadać lepszego wyglądu, który może nie byłby idealnym odzwierciedleniem wersji VGA, ale na pewno byłby bardziej przyjazny dla oka. Jedno czym gra się stała, to kolejnym wydarzeniem bez większego zachwytu, które zbierało raczej dobre, ale nie doskonałe oceny.
Gra wydana została na ośmiu lub dziewięciu dyskietkach (w zależności od wersji silnika oraz wydania językowego). Uruchomi się na każdej Amidze wyposażonej w 1 MB pamięci, choć zalecana jest jej większa ilość i przynajmniej dwie stacje dyskietek. Gra posiada własny skrypt instalujący grę na dysk twardy (nawet z możliwością wyboru instalacji pełnej i częściowej), jak również obsługiwana jest przez WHDLoad.
King's Quest 5: Absence Makes The Heart Go Yonder - Sierra 1991 | ||||
70 | 8 9 (wersja niemiecka) |
|||
80 | OCS/ECS, 1 MB | |||
85 | ||||